W związku z faktem, że bardzo pasuje mi "ideologia treningowa" propagowana przez crossfit, a poza tym nie mam ważnego karnetu na siłownię zabieram się za treningi na wolnym powietrzu- tylko z obciążeniem własnego ciała. Upatrzyłem sobie trzy schematy treningowe, tu niewtajemniczonym powiem tylko, że w crossficie schematom treningowym nadaje się imiona. Czyli, jeśli zapytasz crossfitowca, co dziś ma w planie, nie odpowie "bary i nogi", ale "Barbarę" na przykład. To przy okazji pozwala na taką nonszalancję werbalną:
- Co porabiasz?
- A, trochę ćwiczę, we wtorek zrobiłem Barbarę, wczoraj Mary, a Chelsea planuję pojutrze, bo dziś jestem trochę zmęczony :-)))
Jeśli chodzi o rozmowy o kobietach, w moim przypadku, to już tylko na taką nonszalancję mogę sobie pozwolić, a i to wyłącznie w sprzyjających warunkach. Z resztą i tak nikt by nie uwierzył ;-)
Teraz na chwilę poważnie.
Trening "Barbara" to zestaw 20 podciągnięć na drążku; 30 pompek, 40 skłonów na brzuch i 50 przysiadów. Całość jest wykonywana w pięciu rundach (czyli 5 x ten zestaw ćwiczeń). Chodzi o to, żeby to zrealizować w możliwie jak najkrótszym czasie- samodzielnie decydujesz, kiedy robisz przerwy itd.
"Chelsea" to trening zdecydowanie wydolnościowy- do zrealizowania jest 5 podciągnięć na drążku; 10 pompek i 15 przysiadów. Dąży się do tego, żeby jedną rundę wykonywać poniżej minuty, pozostały czas jest na złapanie oddechu i do zrobienia jest 30 rund w ciągu pół godziny. Wersja "soft" (bo na pewno nie "light") tego treningu nazywa się "Cindy" i polega na tym samym, tyle tylko, że założeniem jest zrobić tyle rund, ile dasz radę w 20 minut. Nie ma zatem narzuconej długości serii- można to dopasować do własnej wydolności, a jednocześnie czas ćwiczenia jest nieco krótszy.
Wreszcie "Mary"- 5 pompek stojąc na rękach przy ścianie; 10 przysiadów jednonóż; 15 podciągnięć na drążku. Tyle cykli, ile się uda w 20 minut.
Wyzwanie jest poważne, bo nie ze wszystkim jestem sobie w stanie poradzić na tym etapie. Na przykład podciąganie na drążku w zakresie 15-20 powtórzeń, szczególnie w pięciu cyklach raczej mi się nie uda. Co prawda to są tzw. "kipping pullups", czyli dynamiczne podciąganie w rytmie z wykorzystaniem "swingu" ciałem. Nie mniej, technicznie jeszcze tego nie opanowałem, także jest z czym walczyć na wstępie. Z drugiej strony, jak nie będzie wyzwania, to do dupy taka robota, jakiś cel trzeba sobie wyznaczyć :-)
Także moim celem na najbliższy miesiąc, jest zaliczyć wszystkie cztery panie- mam nadzieję, że Piękna mi wybaczy, a co więcej będzie mi kibicować w tej nierównej walce.
Swoją drogą, jakim trzeba być złośliwym chu#em, żeby nazwać takie treningi imionami kobiet- w miarę sprawny i ponad przeciętnie aktywny ruchowo facet (tak, lubię o sobie myśleć w ten sposób) nie poradzi sobie z ich wykonaniem bez przygotowania. Nie wiem, może to ma dodatkowo motywować? Mnie na razie wk#$wia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz