czwartek, 11 lipca 2013

Endomondo vs Sports Tracker, czyli o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy ;-)

Jeśli czyjeś uczucia religijne zostały dotknięte przez wykorzystane w tytule porównanie, to... trudno, trochę dystansu doradzam. Oba sport-testery, czyli Endomondo i Sports Tracker są w zdecydowanej czołówce, jeśli chodzi o proste GPSowe narzędzia używane w treningu. Wiadomo, że są jeszcze podobne aplikacje Garmina, Nike+ i inne, ale ponieważ ich nie znam i nie miałem okazji korzystać, nie będę się wypowiadał.
Endomondo

Sports Tracker

Jakiś czas temu, kiedy odpuściłem sobie niedzielną homeostazę na rzecz zarżnięcia się z dwoma czubkami, po raz pierwszy przyszło mi do głowy żeby przeanalizować sobie różnice między tymi dwoma narzędziami. Ja korzystałem dotąd z Endomondo, a Sports Trackera miałem dłuuugo wcześniej na Nokii. Zmieniłem aplikację właśnie ze względu na to, że Endomondo dawało mi większe możliwości, a Sports Tracker był tylko prostą "apką" na telefon bez androida. Natomiast podczas pamiętnego treningu okazało się, że jeśli chodzi o pomiar odległości między aplikacjami są wyraźne różnice, a na dodatek Maurycy stwierdził, że w Sports Trackerze ma prawie wszystkie pomiary, za które w Endomondo trzeba zapłacić wykupując opcje "premium". Porównajmy zatem, jak to wygląda.

ENDOMONDO
Mamy podgląd mapy, kalendarz treningów, czas ćwiczeń, średnią prędkość, maksymalną prędkość, spalone kalorie wyliczone w oparciu o wzór biorący pod uwagę płeć, wiek, wagę i wzrost oraz prawdopodobnie jakiś współczynnik przypisany do rodzaju aktywności (w sensie że nordic walking będzie powodował niższe zużycie energii, niż kolarstwo górskie). Dodatkowo na stronie internetowej możemy sobie sprawdzić jakiej muzyki słuchaliśmy podczas treningu, informację pogodową (szczegółową w wersji premium) poza tym wykres zmian wysokości i prędkości oraz międzyczasy. Dodatkowo statystyki (pełniejsze w wersji premium). Każdy trening możemy uzupełnić o opis oraz nawet od niedawna o fotografie dokumentujące nasze ćwiczenia. Dodatkowo mamy historię treningów i własnych rekordów, a w wersji premium możemy od razu zobaczyć swoje wyniki w tabeli porównawczej ze znajomymi. Poza tym, bez kłopotu możemy porównać ręcznie swoje rekordy życiowe z najlepszymi czasami innych osób, o ile je udostępniają publicznie. Możemy zawsze zrobić sobie "test Coopera".
Poza tym, cóż, nigdy nie zawiodły mnie mapy, ani GPS- choć ten ostatni nie jest dokładny! Przekłamuje dystans, na odcinku 42km 195m (maraton poznański, który musi mieć dokładnie zwymiarowaną trasę, aby być poważną impreza biegową) przekłamał o 1,5km- tyle mi dodał. Jest też ogromna różnorodność form treningu- część kompletnie na wyrost, bo nie sposób zmierzyć tymi metodami wydajności treningu sztuk walki, czy obwodowego, ale z tym mniejsza- zawsze można sobie zaznaczyć, że się to robiło i to musi wystarczyć ;-) Zawsze w przypadku tych ćwiczeń możemy porównać współczynnik "nawodnienie", który jest dla mnie kompletna zagadką i nie wiem ani na jakiej podstawie jest podawany, ani co miałby pomóc poprawić.

SPORTS TRACKER
Ta aplikacja wygląda wizualnie znacznie nowocześniej, ale proponuje nam dokładnie te same rozwiązania (może z wyjątkiem nawodnienia), jednakże nie mamy tu wersji "premium", a zatem wszystko jest dostępne bez dopłat. Faktycznie narzędzie porównawcze jest bardziej precyzyjne. Aplikacja automatycznie podaje nam trzy najlepsze treningi z danej dziedziny sportu i możemy je ze soba zestawić. Nie wiem, czy możemy porównywać się ze znajomymi, bo nie sprawdzałem tej funkcjonalności. Natomiast wiedząc, że Endomondo nie jest dokładne jeśli chodzi o dystans (nieco dodaje), spodziewam się, że Sports Tracker jest bardziej nierówny, patrząc na porównanie odczytów tej samej trasy...

I tak, Endomondo pokazuje na trasie praca-dom dystanse między 6,57, a 6,78 km na tej samej trasie, zależnie od dnia i pory, w jakiej wracam, ale przeważnie otrzymuję odczyt 6,72 km który jako jedyny się powtarza. Tymczasem Sports Tracker pokazuje od 6,38 km do 6,71 km na tej samej trasie. Czasy mam porównywalne. Biorąc pod uwagę, że Endomondo doliczyło mi 1,5 km na dystansie 42 km, to przy 6 km dodać mi powinno około 200 m. To mogłoby wskazywać na to, że Sports Tracker jest jednak nieco bardziej precyzyjny. Jednocześnie to Sports Tracker któregoś razu, kiedy go włączyłem pod firmą zmierzył mi przejazd z Sadów pod Poznaniem, dodając mi jakieś 11-12 km.

Podsumowanie
Sports Tracker wydaje się być bardziej precyzyjny, lepiej wygląda, a jego wykresy są znacznie bardziej przyjazne w obsłudze i bardziej czytelne. Nie denerwuje namawianiem do zakupu dostępu płatnego na każdym kroku i podając dane przez słuchawki podaje kompletną informację, a nie tylko "pace" ostatniego kilometra nie wyłączając jednocześnie muzyki- to ważne.
Endomondo daje nam większą możliwość wyboru aktywności i znacznie bardziej czytelny przegląd historii własnych rekordów.

Jeśli chodzi o odczyty tętna obie aplikacje wymagają inwestycji- trzeba kupić czytnik tętna z bluetoothem, który będzie z nimi kompatybilny, przy czym Sports Tracker jednak nie wymaga już później żadnych dopłat by z tego sprzętu bez przeszkód korzystać.

Pomimo, że Sports Tracker do mnie bardzo przemawia zarówno technicznie, jak i wizualnie Endomondo daje mi możliwość lepszego porównania treningów biegowych (test Coopera) oraz możliwość "odhaczenia" innych form treningu, które w Sports Trackerze mogę tylko oznaczyć, jako "inne". Endomodo to także znacznie szersza społeczność użytkowników... Mówiąc szczerze siadając do pisania tego podsumowania sądziłem, że skłonię się do Sports Trackera, ale sam już nie wiem w tej chwili. To, co stanowi jego wadę, to właściwie tylko kwestia przyzwyczajenia do Endomondo... Niebawem będę jechał znowu 100 km do Kawczyna, tak, jak w ubiegłym roku. Może wtedy się zdecyduję... Muszę sprawdzić, czy da się odpalić jednocześnie dwie aplikacje :-) Czyli, to jeszcze nie koniec.





czwartek, 4 lipca 2013

Trening w delegacji

Delegacje, szczególnie te, o których dowiadujemy się z niewielkim wyprzedzeniem potrafią skutecznie zrujnować plan treningowy. Nie zawsze jednak musimy rezygnować całkowicie z aktywności w związku z tym, że czeka nas podróż, sporo pracy i nocleg poza domem. Oczywiście, jeśli nie ma szans na to, by pójść na trening tak, jak zawsze, można próbować zorganizować to sobie w miejscu "zesłania". W moim przypadku po raz kolejny już udało się odwiedzić CrossFit Mokotów w Warszawie. Bardzo fajne miejsce, a jednocześnie z mojego punktu widzenia idealnie położone, bo zarówno nasze biuro, jak i mieszkanie służbowe znajdują się na Mokotowie, także same plusy :-)
100m walking lunges na koniec
czułem przez kolejne 3 dni :-)


Ale po kolei. Zastanówmy się, co możemy zrobić, kiedy lądujemy w sytuacji, w której jesteśmy z dala od domu, okolicę znamy tak, że widzieliśmy tylko dworzec, biuro i pokój hotelowy, więc trudno szukać gdzieś klubu lub miejsca do ćwiczenia na zewnątrz... Po pierwsze jest szereg rzeczy, które możemy zrobić w pokoju hotelowym i nawet, jeśli macie tak, jak ja w zwyczaju sapać podczas ćwiczeń, w sytuacji hotelowej specjalnie bym się tym nie przejmował. Gorzej, jeśli obok mieszkają inne osoby z firmy i wiedzą, że jesteście sami w pokoju... No dobra, ale to zostawmy. Zerknijcie na poniższe propozycje.
1. TABATA TOTAL WORKOUT
Idea jest prosta. Robicie Tabatę w trzech wariantach z krótkimi przerwami. To jest kompletny trening, który aktywuje wszystkie grupy mięśniowe (nie w równym stopniu, ale jednak). Jedna uwaga przy okazji- tego rozwiązania nie stosowałbym zbyt często, szczególnie, jeśli nie jesteście bardzo zaawansowanymi osobami, które są w w ostrym cyklu treningowym, bo można się łatwo przetrenować.
- Tabata push ups (czyli 8 serii po 20 sekund maksymalnej pracy i 10 sekund odpoczynku- łącznie 4 minuty;
1 minuta przerwy
- Tabata air squats (jak poprzednio);
1 minuta przerwy
- Tabata sit ups (jak poprzednio).
Daje nam to łącznie 16 minut treningu. Owszem, należy się wcześniej trochę rozgrzać i byłoby fajnie poświęcić 10 minut na rozciąganie po wszystkim, ale to rozwiązanie gwarantuje nam ciężki, rzetelny i kompletny trening w 30 minut, zrobiony w zaciszu pokoju hotelowego, bez dodatkowego sprzętu.
2. BURPEE CHALLENGE
100 burpees na czas- warto spróbować, to na prawdę spore wyzwanie, szczególnie, jeśli chcecie się zmieścić w czasie poniżej 8 minut. Po tym proponuję złapać oddech i zrobić sobie 21/15/9 zestawu: pompki z oderwaniem rąk od podłoża + squat & knees to chest jump (przysiad zakończony podskokiem z podciągnięciem kolan do klatki). Też zmieścicie się w 30 minutach spokojnie i ten trening również będzie bardzo kompleksowy.

Dodatkowo pokój hotelowy daje nam możliwość wykonania ćwiczeń z użyciem sprzętów tam będących. Można robić pompki z nogami na łóżku lub krześle, w podporze o podłogę (zmiana nachylenia tułowia do podłoża spowoduje inną pracę mięśni). Można mając dwa krzesła i trzecie źródło podporu zrobić pompki między krzesłami. Kolejna rzecz, którą można zrobić, to pompki na poręczach- między krzesłami na przykład (to oczywiście zależy od wyposażenie pokoju, bo nie wszędzie będą dwa krzesła i nie wszędzie się nadadzą do tego, żeby się bezpiecznie na nich podeprzeć). Tak, czy owak, kiedyś, jeszcze zanim "odkryłem" uroki treningów robionych na czas, nastawionych na maksymalne zmęczenie nie za bardzo mi się chciało "trzaskać serie" w hotelu, teraz to a prawdę znacznie fajniejszy i bardziej efektywny trening, a jednocześnie znacznie szybszy. Czyli po wszystkim można sobie śmiało pójść zwiedzać okolicę na przykład- o ile jest tego warta ;-)