czwartek, 26 kwietnia 2012

Jason McDonald założył mi dolinę

Trochę jestem w rozterce po przeczytaniu tego krótkiego artykułu i obejżeniu materiału, który tam zamieszczono.
Rozmowa z Jasonem McDonaldem

Gość prowadzi firmę, jest ojcem czworga dzieci, właśnie wystartował w regionalnych zawodach w CF, a za miesiąc ma swoja kolejną walkę w UFC- ma 36 lat...

Niby jego życie w całości związane jest ze sportem, bo pracuje jako trener, prowadzi klub, sam trenuje i startuje- jasne. Z drugiej strony, prowadzenie klubu to nie tylko przyjście na treningi z klientami od- do, a tu jeszcze czworo dzieci i zawody. Kurde to przecież wymaga skupienia i poświęcenia czasu, energii... Dodatkowo on prowadzi też seminaria trenerskie.

Może to jednak ja sobie nie radzę i jestem do dupy zorganizowany... Kuźwa, nie wiem już sam. Spróbuję się jutro zabrać za siebie i od rana wystartować, bo obiecuję sobie to już od tygodnia, kiedy zacząłem się czuć trochę lepiej, a na razie lipa.

środa, 25 kwietnia 2012

Starszy = poważniejszy?

No właśnie, pytanie na ile to prawda. Niby pewne sprawy traktuję bardzo serio, a tu przykład. Wpadłem na taki oto obrazek:
I okazuje się, że mnie to rozbawiło. Czy w moim wieku to przystoi? Yyyy... penis... przystoi... To niezbyt stosowne sformułowanie. Zatem jeszcze raz, czy w moim wieku to wypada? Kurde, jeszcze gorzej.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Świadomość sylwetki- kluczowa w doborze stroju

Zrobiło się nieco cieplej, żeby być, jak mawia mój przyjaciel w "dobrym bontonie", postanowiłem wbić się w któreś ze swoich  nieco starszych wdzianek. Patrzę do szafy i jest- lekko streczowe, w poprzeczne marynarskie pasy. Suuuper myślę sobie.
Wcisnąłem się, nie jest źle, udało się zaciągnąć na brzuch- pempka nie widać. Ramiona opięte- ledwo wciągnąłem rękawy... Jednak jeszcze trochę tych mięśni zostało. Spoglądam w lustro...





No nie, nie o to mi chodziło! Hmmm... Pasy wzdłóż! Oczywiście, warto było podsłuchiwać, jak Piękna oglądała Trini i Susanę. Pasy wzdłóż mnie wyszczuplą i będzie suuuuper!






...... KUR#@!!!!



Tylko ja i dwa pedały

Zapomniałem się podzielić radością, która przepełnia moje serce. Będąc podczas Świąt u rodziny dałem się podpuścić Pięknej, która stwierdziła, że kiedyś jechała 100km z okładem rowerem, ale trwało to prawie 8h. Oczywiście podchwyciłem, że to wolno, bo spokojnie można to zrobić w 6, nie będąc wcale kolarzem i bez wyczynowego roweru. Rzecz jasna Piękna wypuściła mnie jeszcze trochę rechocząc dziko, że mam nie zapomnieć GPSa, żeby mnie można było odnaleźć w razie czego. No, i skończyło się tym, że założyłem się, o wycieczkę, że w weekend 28-29 lipca jadę rowerem do Kawczyna- mapka poniżej.


Podany czas przejazdu jest oczywiście oparty na średniej prędkości samochodu, ale patrząc na dystans, to utrzymując średnią około 25km/h powinienem się spokojnie zmieścić w czasie. Jedyny problem jaki widzę, to ewentualne wzniesienia i ruch na drodze. Muszę jeszcze poszukać alternatywnej trasy przejazdu, żeby zminimalizować ryzyko utraty zdrowia na skutek potrącenia. W każdym razie 5h jest spokojnie w zasięgu- nadal tak twierdzę.

Na koniec motywacja, bez tego ani rusz.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Czas spiąć pośladki

Właśnie kończę się kurować. Cholerne przeziębienie zniweczyło moje plany treningowe na ubiegły tydzień, ale za to dbałem o siebie kulinarnie, a właściwie dbała o mnie Piękna, a ja tylko musiałem pilnować, żeby nie żreć za dużo. Próbuję odstawić cukier, ale na razie nie mogę sobie odmówić herbaty z cytryną i z cukrem właśnie. Odstawiłem wszelkie zimne napoje słodkie- ani soków, ani coli. Ograniczam pieczywo, jem więcej warzyw i nasion. Na razie nie wiem, jak to wygląda wagowo, ale nie jest to na tyle rygorystyczna dieta, żebym się spodziewał jakiś szczególnych zmian, więc na razie nie sprawdzam.

Korzystając z tego, że miałem wielkie chęci, a nie miałem możliwości ćwiczenia w ostatnich dniach, przemyślałem sobie i przygotowałem plan treningowy. Był to o tyle trudny temat, że uparłem się, żeby nie kupować karnetu na siłownię, czyli nie będę miał dostępu do sztang, ani hantli, o maszynach nie wspomnę. Trudno jest w taki sposób ułożyć zbilansowany trening, szczególnie, że powinienem ćwiczyć 5-6 razy w tygodniu.

Podstawami będą: bieganie, podciąganie na drążku, pompki na poręczach i przysiady jednonóż. Urozmaicę to trochę skłonami na brzuch, pompkami w staniu na rękach, skokami na podwyższenie oraz unoszeniem nóg ze zwisu. Mam nadzieję, że dam radę w ten sposób się przygotować do wrześniowych zawodów, przynajmniej na tyle, żeby w ostatnim okresie (lipiec/sierpień) wejść na siłownię i zacząć trochę robić podrzutów, wyciskań i martwych ciągów. Mam jeszcze jedno zmartwienie. Musiałbym zacząć ćwiczyć na kółkach gimnastycznych, a tu nie dość, że takich kółek nie mam, to jeszcze nie mam kompletnie pomysłu, gdzie mógłbym na nich trenować... Boję się tego, że nawet, jeśli uda mi się siłowo dobić do poziomu, który pozwoli mi wykonywac ćwiczenia na kółkach, to i tak będę miał kłopoty techniczne. Muszę ten problem rozwiązać w przeciągu najbliższych kilku tygodni. No nic, jakoś to będzie. Teraz trzeba się skupić na tym, żeby w ogóle zacząć realizować to, co sobie założyłem. Zaczynam od soboty...

piątek, 13 kwietnia 2012

A może idealny?

Siedzę w biurze, charczę, poszczekuję (efekty drapania w gardle) pracując co nieco w przerwach. Wnerwiam się, że dziś jeszcze nic nie zrobię, więc co... Zapisałem się na listę startową do Krakowa na wrzesień. Mam czas, żeby sie przygotować. Jeszcze nie wiem, jak doszlifuję formę w zaledwie 5 miesięcy (z aktualnego pułapu i biorąc pod uwagę mój zapał, to i 15 byłoby mało).

Natchnął mnie przy okazji znajomy promując na Skype niniejszy obrazek. Może teraz to jest właśnie odpowiedni kierunek, zamiast się za głupoty brać i wpisywać na jakieś listy startowe?

Pruję się

No właśnie, jak nie przymierzając stare kalesony. Od trzech dni nic nie robię. Wybrałem się rowerkiem do pracy- super, zajebiście, ale wieczorkiem już katarek, bo co? Bo czapeczki nie było- no kurna, starość! Nigdy jeszcze tak nie miałem! Co gorsza dziś rano wstałem, wyjąłem Małego Drania z łóżeczka, robię mu śniadanie i czuję... Coś mnie w plecach napie#$@la i to jak?! Normalnie jakby mi się dysk przesunął i jakiś nerw uciskał. Miewałem takie rzeczy w przeszłości, ale robiłem wtedy martwe ciągi ponad 200kg, a teraz?! Mały Drań waży ledwie 10kg. Nie jest dobrze, wolne rodniki mnie rozpierd&#ą jak nic, jeśli czegoś ze sobą nie zrobię.

Teraz dopiero zauważyłem, dzisiaj piątek- 13go. Ja pierd@#ę, jeszcze przesądny na starość zostanę.

środa, 11 kwietnia 2012

Zniesmaczenie

Wykonałem wczorajszy plan z Tabatą.... Kur@#a jak mi źle. Wiedziałem, że to wyzwanie i że to ciężki trening z założenia, ale nie spodziewałem się, że tak mnie to przerośnie. Przerosło nie o tyle, że nie skończyłem, ale sposób, w jaki przebrnąłem przez ćwiczenie... No generalnie dupy nie urywa, chyba, że ze śmiechu, jak by to ktoś zobaczył. W pierwszej serii jakoś poszło- zrobiłem 8 powtórzeń w 20 sekund, w drugiej już tylko 6. W kolejnych trzech seriach walczyłem o cztery powtórzenia, ale się nie udało, a ostatnie trzy serie to wymęczone dwa powtórzenia przeplatane sapaniem klęcząc na podłodze... Obraz nędzy i rozpaczy. Przyznam szczerze, że wczoraj miałem pomysł, żeby to nagrać choćby komórką, ale szczęśliwie tego nie zrobiłem- chcę o tym zapomnieć jak najprędzej. Wstyd mi przed sobą samym. Co gorsza Piękna to wszystko widziała. Powiedziała mi po wszystkim, że bała się, że nie dożyję do końca.

Ja pier#&le, musiałem wyglądać, jak mors miotający się po plaży... Żeby chociaż, jak mors w rui, ale nie, one są wtedy pobudzone, dynamiczne i w ogóle. Na prawdę dramat był. W trzeciej serii powiedziałem sobie "Dobra, teraz trzy, troszkę złapię tlenu i zaraz pociągnę jeszcze piąteczkę"... I tak trzy razy. A później, to już tylko walka ze sobą, żeby nie przestać i żeby próbować chociaż to zakończyć, żeby móc spojrzeć w lustro po wszystkim... Żeby wyjść z twarzą. Tylko jak to zrobić w tych warunkach- żona patrzy, suka patrzy. Co też mnie podkusiło, żeby to robić, kiedy są w domu?! Masakra. Suka już całkiem jawnie się ze mnie nabijał, wyła i poszczekiwała jak opadałem na kolana po dwóch wymęczonych powtórzeniach. I ta straszna świadomość, że jeszcze dwie serie. Człowiek się nie zdąży dobrze pozbierać, a tu już koniec przerwy. Jedno jest pewne, 10 sekund to cholernie krótko, a 20 sekund to zajebiście długo.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Plan na dziś- TABATA

Niestety w domu nie mam jak się podciągać, a Angie to podciąganie, pompki, skłony na brzuch i przysiady- wszystko x 100 powtórzeń. Rozbiłem to sobie na trzy serie po 35 powtórzeń i zrobiłem zestaw pompki + skłony + przysiady. W sumie wyszło mi zatem po 105 powtórzeń na ćwiczenie. Zabrało mi to 14 minut, ale muszę powiedzieć, że nie było to wykonane w zabójczym tempie, a co więcej zrobiłem sobie solidne około 2 minutowe przerwy. Oczywiście to nie jest równoznaczne z zaliczeniem Angie, bo musiałbym się zmierzyć jeszcze z podciąganiem, które w tym zestawie byłoby dla mnie na pewno najtrudniejszym z ćwiczeń. Nie mniej jednak staram się nie odpuszczać. Szczególnie, że waga przed Świętami wynosiła już 95kg, a po Świętach znowu 97kg... No szlag by to trafił, a i tak jest nieźle, bo przyplątał się do mnie jakiś wirus jelitowy i w poniedziałek już niewiele jadłem.

Mam taki cichy plan, żeby się dziś delikatnie sponiewierać kondycyjnie. Chcę zrobić Tabatę wykonując tzw "burpees". Żeby przybliżyć temat:
Tabata- Japończyk, który opracował metodę treningową znacznie poprawiającą wyniki w treningu wydolnościowym i siłowym, a także wpływającą dodatnio na spalanie tkanki tłuszczowej (co do tego ostatniego, elementu, nie znam podstaw biochemicznych tego efektu, ale z własnego doświadczenia wiem, że jak się jest młodym i wysportowanym, to połączenie treningu siłowego i cardio daje faktycznie efekt utraty tkanki tłuszczowej, nie wiem, jak się to jednak ma do jednostek niebędących w szczycie swoich możliwości fizycznych). Wierzę na słowo, że to kwestia zmian metabolicznych, które stosując tego rodzaju ćwiczenia można wywołać.
Sam trening polega na tym, że wykonujemy 8 serii danego ćwiczenia- maksymalną ilość powtórzeń, którą jesteśmy w stanie zrobić w 20 sekund i odpoczywamy 10 sekund pomiędzy seriami. Trening ma sens tylko wtedy, kiedy faktycznie zmuszamy się do maksymalnego wysiłku i trzymamy się czasów ćwiczenia oraz odpoczynku. Ważne jest także rozsądne dobranie ćwiczenia. Burpees jest ćwiczeniem wielostawowym, angażującym wiele grup mięśniowych i choć będę wykonywał je bez obciążenia zapewne będzie to spore wyzwanie- zdam relację dziś wieczorem lub jutro rano.
Same "burpees" wykonuję w następujący sposób:
- zaczynam z pozycji głębokiego przysiadu z dłońmi opartymi o podłogę;
- wyrzut nóg do podporu przodem z jednoczesnym ugięciem ramion, jak przy pompkach;
- wyprost ramion wraz z jednoczesnym powrotem nóg do pozycji przysiadu;
- wyskok obunóż w górę z dotknięciem kolanami klatki.
Całość powinna mi zabrać około 4 minut, więc o ile będę miał sprzyjające warunki (nie będzie Pięknej, która mnie wyśmieje, ani Małego Drania, który cały plan storpeduje), może nawet uda mi się to jakoś udokumentować.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Trzepak to jest to

W związku z całkowitym fiaskiem, które opisałem wczoraj, bezpośrednio po tym, jak wstałem od komputera afirmowałem się znowu żeby nie odpuszczać. Piękna i Mały Drań już spali, zatem...  Postanowiłem spróbować swoich sił z Angie. 

Więc jest tak, Święta już prawie za mną, jadłem właściwie zgodnie ze sztuką, czyli sporo mięsa, nie zbyt tłusto, dużo warzyw, trochę owoców, do tego nasiona i orzechy, nie piłem alkoholu i udało mi się nie spożywać słodyczy. Niestety, jeśli chodzi o te zgodne z wytycznymi produkty, które spożyłem, jest jeden zasadniczy kłopot- ilość i częstotliwość. Jadłem oczywiście za dużo i zbyt często...

Jeśli chodzi o trening, to w sobotę wybrałem się pobiegać z Małym Draniem, zasnął prawie od razu po wyjeździe z windy, także, skierowałem się do miejsca, gdzie mogę sobie poćwiczyć z zamiarem zaliczenia Cindy. Wiem, przy dziecku, to niby nie wypada, ale co tam. Skoro już nadarzyła się okazja, to "carpe diem". Przypomnę- Cindy, czyli 15 x podciąganie, 20 x pompki i 25 x przysiad tyle razy ile się uda w 20 minut. Do przebiegnięcia mam 2,2km spod klatki do drążków, także byłem nieźle rozgrzany, dodatkowo pchałem wózek, więc postanowiłem  nieco dogrzać stawy barkowe, łokcie i od razu wziąć się do roboty. Normalnie podciągając się szerokim nachwytem byłem w stanie zrobić 5 serii schodząc od 10 do 6-7 powtórzeń w ostatniej serii. Metodą "kipping" udało mi się ku własnemu zdziwieniu zrobić zaplanowanych 15 powtórzeń. Niesiony na skrzydłach sukcesu postanowiłem zamienić zwykłe pompki  na pompki na poręczach- wiedziałem, że 20 dam radę w kilku seriach. Przysiady z luzem, ale tu pojawił się problem- już, kiedy robiłem drugą dziesiątkę, śpiący sobie błogo w wózeczku Mały Drań wydał z siebie dźwięk świadczący o zdziwieniu. Nie zaskoczyło go raczej to, czego był świadkiem, bo zdarzało mi się już robić przysiady z nim na rękach, ale teraz musiało to jakoś dziwnie lub głupio wyglądać. Nie był zachwycony i wiedziałem, że po pierwsze moja przerwa będzie musiała zostać przeznaczona na działania animacyjne, żeby się nie zanudził, a po drugie są małe szanse, na to, żeby udało się skończyć trening, bo minęły zaledwie 3 minuty, od kiedy zacząłem. W trakcie animacji, zauważyłem miłego, około 50-letniego biegacza, który zmierzała w naszym kierunku. Akurat, kiedy podszedł, postanowiłem rozpocząć drugą rundę i znowu sukces- 15, 20 i 25. W trakcie, kiedy robiłem przysiady on zaczął się podciągać. Byłem zadowolony, że udało mi się wydusić znowu 15-kę. Nasz towarzysz zapewne szybciej ode mnie biegał, ale podciągnął się z trudem 8 razy w podchwycie i przeszedł do wykonywania takich ni to wymyków, ni to przewrotów w zwisie. Trzymając drążek nachwytem wkręcał się nogami pod niego, zawisając w pozycji przypominającej siad prosty głową w dół, a następnie wracał do pozycji wyjściowej. Wykonał to trzy razy, pożegnał się i pobiegł dalej.

Teraz do meritum- nic mi do tego, jak ten człowiek planuje trening, czy takie ćwiczenia mają sens, czy nie- fajnie, że stara się utrzymać sprawność, ale zabolało mnie, że moich 15 dynamicznych podciągnięć, dwadzieścia pompek na poręczach zakończonych dwudziestoma pięcioma przysiadami nie wywołało u mojego syna takiego poruszenia jak tych kilka pół-wymyków. Poruszony tym, nie próbowałem już wykonać kolejnej rundy Cindy, tylko wskoczyłem na drążek i wykonałem 5 razy wymyk i odmyk raz za razem. Mały Drań patrzył na mnie ze znudzeniem i dezaprobatą, jakby chciał mi powiedzieć, że nieudolnie naśladuję tamtego pana, który tak fajnie wisiał. Oczywiście mimo animacji ze świeża gałązka w zębach nie udało się doprowadzić do kolejnej rundy i wróciłem biegiem do domu. Także reasumując- Cindy nadal niezdobyta, a co gorsza mój syn zupełnie nie jest pod wrażeniem wyczynów taty. Zdecydowanie bardziej imponują mu trzepakowe sztuczki w wykonaniu przygodnie spotkanych osób... FIASKO.

piątek, 6 kwietnia 2012

W związku z tym, że rano biegnę kawałek przez las, zanim dotrę do miejsca moich spotkań z paniami pomyślałem, że warto być gotowym na to, z czym można spotkać się po ciemku w lesie :-)))
Oto przykład

czwartek, 5 kwietnia 2012

Jest wyzwanie

W związku z faktem, że bardzo pasuje mi "ideologia treningowa" propagowana przez crossfit, a poza tym nie mam ważnego karnetu na siłownię zabieram się za treningi na wolnym powietrzu- tylko z obciążeniem własnego ciała. Upatrzyłem sobie trzy schematy treningowe, tu niewtajemniczonym powiem tylko, że w crossficie schematom treningowym nadaje się imiona. Czyli, jeśli zapytasz crossfitowca, co dziś ma w planie, nie odpowie "bary i nogi", ale "Barbarę" na przykład. To przy okazji pozwala na taką nonszalancję werbalną:
- Co porabiasz?
- A, trochę ćwiczę, we wtorek zrobiłem Barbarę, wczoraj Mary, a Chelsea planuję pojutrze, bo dziś jestem trochę zmęczony :-)))
Jeśli chodzi o rozmowy o kobietach, w moim przypadku, to już tylko na taką nonszalancję mogę sobie pozwolić, a i to wyłącznie w sprzyjających warunkach. Z resztą i tak nikt by nie uwierzył ;-)

Teraz na chwilę poważnie.
Trening "Barbara" to zestaw 20 podciągnięć na drążku;  30 pompek, 40 skłonów na brzuch i 50 przysiadów. Całość jest wykonywana w pięciu rundach (czyli 5 x ten zestaw ćwiczeń). Chodzi o to, żeby to zrealizować w możliwie jak najkrótszym czasie- samodzielnie decydujesz, kiedy robisz przerwy itd.
"Chelsea" to trening zdecydowanie wydolnościowy- do zrealizowania jest 5 podciągnięć na drążku; 10 pompek i 15 przysiadów. Dąży się do tego, żeby jedną rundę wykonywać poniżej minuty, pozostały czas jest na złapanie oddechu i do zrobienia jest 30 rund w ciągu pół godziny. Wersja "soft" (bo na pewno nie "light") tego treningu nazywa się "Cindy" i polega na tym samym, tyle tylko, że założeniem jest zrobić tyle rund, ile dasz radę w 20 minut. Nie ma zatem narzuconej długości serii- można to dopasować do własnej wydolności, a jednocześnie czas ćwiczenia jest nieco krótszy.
Wreszcie "Mary"- 5 pompek stojąc na rękach przy ścianie; 10 przysiadów jednonóż; 15 podciągnięć na drążku. Tyle cykli, ile się uda w 20 minut.

Wyzwanie jest poważne, bo nie ze wszystkim jestem sobie w stanie poradzić na tym etapie. Na przykład podciąganie na drążku w zakresie 15-20 powtórzeń, szczególnie w pięciu cyklach raczej mi się nie uda. Co prawda to są tzw. "kipping pullups", czyli dynamiczne podciąganie w rytmie z wykorzystaniem "swingu" ciałem. Nie mniej, technicznie jeszcze tego nie opanowałem, także jest z czym walczyć na wstępie. Z drugiej strony, jak nie będzie wyzwania, to do dupy taka robota, jakiś cel trzeba sobie wyznaczyć :-)

Także moim celem na najbliższy miesiąc, jest zaliczyć wszystkie cztery panie- mam nadzieję, że Piękna mi wybaczy, a co więcej będzie mi kibicować w tej nierównej walce.

Swoją drogą, jakim trzeba być złośliwym chu#em, żeby nazwać takie treningi imionami kobiet- w miarę sprawny i ponad przeciętnie aktywny ruchowo facet (tak, lubię o sobie myśleć w ten sposób) nie poradzi sobie z ich wykonaniem bez przygotowania. Nie wiem, może to ma dodatkowo motywować? Mnie na razie wk#$wia.

środa, 4 kwietnia 2012

Motywacja- bezcenna sprawa

Dziś cały dzień spędziłem w delegacji- pociąg, biuro, spotkania, pociąg i wszelkie plany treningowe wzięły w łeb.

Nie mniej żeby nie tracić rezonu, postanowiłem szukać tzw "pozytywnych wzmocnień". Oto wzmocnienie na dziś.


wtorek, 3 kwietnia 2012

Jak dowiedziałem się dzisiaj z mediów, rząd brytyjski odniósł się do ubiegłorocznych zamieszek. Oto do jakich doszedł wniosków:  "Według brytyjskiego rządu Davida Camerona, powszechny materializm napędzany agresywną reklamą był jednym z powodów ubiegłorocznych zamieszek w Londynie i innych miastach. Charakterystycznym elementem zamieszek było plądrowanie sklepów znanych marek, takich jak Adidas, Orange, O2 czy JJB Sports.
Jak zasugerowali eksperci zorganizowanego przez rząd panelu, receptą powinno być ograniczenie przekazu reklamowego kierowanego do młodych ludzi. Zdaniem jednego z uczestników dyskusji, duże marki powinny wykazywać więcej odpowiedzialności za społeczeństwo, w którym funkcjonują. Nie sprecyzowano jednak sposobu realizacji wspomnianych postulatów.  
Agresywny przekaz reklamowy wpływający na młodych ludzi uznano za jeden z czterech powodów ubiegłorocznych zamieszek – obok kryzysu gospodarczego, rozluźnienia więzi rodzinnych oraz spadku zaufania do policji i instytucji publicznych."
W związku z powyższym upewniłem się, że nie mogę rozpowszechniać informacji o swoim blogu, bo jeszcze mi ktoś chatę zdewastuje.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Before & After

BEFORE
AFTER
Naszła mnie jeszcze jedna refleksja. W ramach swojej nierównej walki o nienaganną sylwetkę postanowiłem kilka dni temu (jeszcze przed startem w półmaratonie), że zrobię sobie zdjęcia "before and after"- ot taki dodatkowy motywator. Dzięki ingerencji mocy nadprzyrodzonych lub przez zwykły fart nie zrealizowałem tego planu. Otóż gdybym takie zdjęcie sobie zrobił, na pewno znalazłaby je Piękna i ni cholery nie dałaby sobie wytłumaczyć, że nie popadam w autoerotyzm, ani nie próbuję się pozycjonować na portalu randkowym, ale piszę bloga o... no właśnie, właściwie sam nie jestem całkiem pewien, o czym.
Druga rzecz, to fakt, że te moje wynurzenia literacko- filozoficzne nie są zapewne najpoczytniejsze i właściwie wcale nie jestem przekonany, czy chcę, żeby były. Nikomu się nie chwaliłem, co mi przyszło do łba i co? I nie przewidziałem, że "Google Wszechinfiltrująca Organizacja" przecież natychmiast wyświetli wszystkie elementy połączone z moim kontem mailowym i tak Piękna wchodząc na Picasa zobaczyła jakieś podejrzane "35+". No i zaczęło się, że mamy przed sobą tajemnice, co to jest, dlaczego ona nie wie, a kto już wie itd. Także mimo moich najlepszych chęci, nie udało mi się nie wywołać niepokoju, a co gorsza zakłóciłem tym samy swój własny spokój wewnętrzny. Jaki z tego wniosek? Jeśli nie mówisz kobiecie o "mało istotnych detalach", musisz się liczyć z faktem, że kiedy te sprawy wypłyną przy jakiejś okazji zupełnie niespodziewanie mogą uzyskać całkiem inny status- warto o tym pamiętać.

Dobór gaci, czyli logistyka ponad wszystko

Tak, więc pchnięty swoimi obawami o tak zwany dobrostan fizyczny, spowodowanymi przez początek numeru pesel pobiegłem wczoraj w półmaratonie. Oczywiście nie przygotowałem się do tego, no bo co, ja nie pobiegnę?! Jak kur#@ nie?! Udało się wprawdzie poniżej 2h (to chyba niedobrze, bo lekcji z tego nie wyciągnę i za jakiś czas znowu polecę z marszu i bez przygotowania), ale dzisiaj czuję się trochę, jak po upojnej nocy w areszcie śledczym. Cały "pas biodrowy" mnie boli. Poczynając od przyczepów mięśni, przez stawy, a kończąc na najbardziej uciążliwych otarciach, które spowodował mój nie całkiem przemyślany dobór bielizny osobistej. Reasumując, znowu wygrałem walkę ze sobą, ale przypłaciłem to otartym tyłkiem. Nie wiem, człowiek z wiekiem powinien być chyba co raz mądrzejszy...