wtorek, 19 listopada 2013

Piątek na podsumowanie nieudanego tygodnia i Dead Lift Monday na dobry początek w CCR Poznań

Jak zwykle nie udało mi się w weekend potrenować, ale za to żarłem jak najęty- była okazja do torciku, była okazja do wypicia kilku piw i dopchnięcia ich furą jedzenia w piątkowy wieczór, także dzisiaj rano na wadze 93.3kg, a należy nadmienić, że ubiegły weekend był pod hasłem infekcji jelitowej, czyli krótko, acz treściwie i waga zjechała do 90.4kg. Czyli, jak widać odbijam się w górę dość łatwo :-)

Ubiegły tydzień zakończyłem zmęczony- długi weekend z atrakcjami, o których już wspomniałem, a później delegacje, także ćwiczyłem tylko w piątek. W sumie dobrze, bo nie czułem się najlepiej jeszcze we wtorek i środę. Piątunio zaczęliśmy rozgrzewką z burpees i doublami (5 minut pracy wg schematu):
- 1 DU + 1 burpee;
- 2 DU + 1 burpee;
- 3 DU + 1 burpee... Udało mi się skończyć serię 12-tek, także jestem zadowolony, zdecydowanie z DU jest lepiej, w sensie nie dobrze, ale wogóle jakoś to zaczyna wyglądać.

Dalej trochę pracy na TRXach- fajnie, trochę pomęczyliśmy technikę do pistolsów (przysiad na jednej nodze) i stania/ chodzenia na rękach.

W sumie bardzo fajnie zaplanowane 40 minut, bo rozgrzałem się naprawdę nieźle, a jednocześnie już przećwiczyłem elementy gimnastyczne i wstępnie zmęczyłem uda. Dalej krótko, acz treściwie- 5 rund na czas:
- 10 x "man makers" w staniu na rękach, jedno powtórzenie to lewa plus prawa strona;
- 10 skrętów stojąc- sztanga zaparta o podłoże, na niej talerz 15 kg i przenoszenie obciążenia od biodra przed twarzą, do drugiego biodra ze skrętem tułowia, nie odrywając nóg, jedno powtórzenie to lewa plus prawa strona;
- podciąganie.
Man maker'y kosztowały mnie najwięcej kondycyjnie, później na skrętach było trudno o tyle, że to obciążenie było niemałe, a próbując nie zwalniać i robić bez przerwy też dałem sobie w kość i to nie tylko kondycyjnie, ale w 4 i 5 rundzie, było na prawdę ciężko. Podciąganie w pierwszych 3 rundach spoko, ale w dwóch ostatnich czułem już zmęczenie, w nich też pękłem i nie dałem rady zrobić ciągiem wszystkich powtórzeń. Czas 11:02- jestem zadowolony, poniżej 10 minut raczej nie jestem w stanie zejść, ale myślę, że teraz robiąc ten trening, dałbym radę zrobić to w około 10:30.

Dzisiaj, w poniedziałek za to "dead lift monday". Fajny trening, zdecydowanie pod kątem rozwoju siły. Nie robiliśmy jednak samych ciągów, żeby nie było nudno. Wyglądało to następująco- 4 rundy podejść do ciągu, dodatkowo po ich zakończeniu 20 x double unders i 10 x toes to bar. Pierwsza runda to 5 x DL z własną wagą ciała podchwytem + 5 x DL z własna wagą nachwytem i 4 x DL w neutralnym z większym obciążeniem (wg uznania). Generalnie jeśli chodzi o obciążenia, każdy decydował sam. Założenie było takie, żeby w 4 rundzie dojść do maksymalnego obciążenia w jednym z podejść. Druga runda to 3 podejścia po 3 ruchy tym samym ciężarem, trzecia runda trzy podejścia po dwa powtórzenia i ostatnia runda, to trzy podejścia po jednym ruchu. Jak już pisałem po każdej z rund DU i TTB. Fajnie. Nie ścigaliśmy się, bo przy relatywnie dużych obciążeniach, to byłaby głupota. Wszyscy jednak robili to bez opieprzania, łażenia, w skupieniu- fajnie, dało się odczuć, że każdy walczył o przesunięcie swojej granicy. Ja postanowiłem jednak odpuścić. Nie jestem zadowolony, bo dopiero w trakcie poczułem, że nie warto ryzykować, gdyby wiedział, wcześniej wszedłbym na większe obciążenia. Dopiero w ostatniej serii poczułem, że mój dwugłowy jednak nie czuje się jeszcze najlepiej i zwyczajnie odpuściłem, choć wiem, że mogłem podnieść znacznie więcej. Bałem się jednak, że to może się skończyć kontuzją. Ostatnio, kiedy sprawdzałem swoje możliwości latem, po treningu 170kg podnosiłem z zapasem... Teraz jestem wprawdzie lżejszy o jakieś 3-4kg, ale przy 160kg poczułem, że w prawej nodze trochę inaczej czuję napięcie. Zacząłem dzisiaj trening od 90kg w pierwszych dwóch podejściach pierwszej rundy i w trzecim zwiększyłem do 110kg. Double szły mi dzisiaj bardzo ładnie, jak na mnie, po 8-12 w ciągu. TTB- spokojnie ciągiem, choć w ostatnim podejściu pękłem i podzieliłem na 6+4. Druga runda: 3 x po 3 ruchy 130kg- spokojnie. Trzecia runda, 3 x po 2 ruchy 140kg- tu trzeba było zwiększyć. Czwarta runda 3 x 1: 150kg, 160kg (fail) i jeszcze dwa razy po 150kg. Przy 150kg ostatecznie zdjąłem nawet pas, bo czułem się bezpiecznie i komfortowo, ale przy 160 już niestety nie. Poniżej film z lata (połowa lipca) 170kg na luzie po zakończeniu treningu z bojami olimpijskimi.


wtorek, 5 listopada 2013

Półtorej kobity w CCR Poznań

Ucinając na wstępie wszelkie niestosowne dywagacje na temat tego, czy kobiety odwiedzające CCR Poznań są może większe, czy jakieś niekompletne (pół kobiety na przykład) spieszę donieść, że to nie o tym. Mowa o dzisiejszym zestawieniu treningów.

Ale zanim przejdziemy do dnia dzisiejszego warto wspomnieć, że wczorajszy trening też był bardzo fajny- złożony i fajny. Pomimo, że obciążenia nie były duże, dał mi do wiwatu. Poza tym, miało miejsce w moim wykonaniu przełamanie w DU. Zamiast 1-2 podskoków ciągiem, skakałem po 8-12, czyli znaczący postęp. Niestety dzisiejszy dzień stałości tego przełomu nie potwierdza, bo dziś skakałem po 4-5, ale to i tak lepiej, niż w ubiegłym tygodniu :-) Drugi element, który się zmienił (nie zapominam o freskach Marcina, ale to jeszcze w toku, więc na razie ciiiii...), to nowe paski na podłodze!!!! Taaak tłumy szaleją, czyli teraz kółeczko pompek równa się nie 16 stacji, tylko 20.... Przekonaliśmy się od razu boleśnie, że to się da zrobić, ale trudno zaliczyć to do kategorii "nagrody" :-)

To teraz wróćmy do dzisiejszych bohaterek, czyli w moim przypadku Elizabeth i 1/2 Cindy. Dla nie wtajemniczonych Cindy to 20 min AMRAP (As Many Rounds As Possible) składający się z banalnych na pozór:
- 5 podciągnięć na drażku;
- 10 pompek;
- 15 przysiadów bez obciążenia.
Po wykonaniu pierwszej rundy zaczynamy kolejną. Teoretycznie w 20 minut powinno się udać zrobić 20 rund... No, teoretycznie tak :-) Ja dzisiaj podszedłem do tego po Elizabeth, po której musiałem jeszcze przez 4 minuty dochodzić do siebie i wykonałem połowę treningu, czyli 10 minut. Zmieściłem się z równo 9 rundami. Także pół Cindy mam na dziś zaliczone, z tym, że to jest pani, którą znam już dość dobrze i w zasadzie lubię.

Elizabeth- tu sprawy mają się inaczej. To było nasze pierwsze spotkanie. Ela jest klasycznym WODem nastawionym na maksymalny wysiłek w minimalnym czasie, czyli do zrobienia mamy dwa ćwiczenia (w tym wypadku zarzut na klatkę 60 kg oraz pompki w zwisie (dipy) na kółkach gimnastycznych. Wykonywane w trzech rundach- po 21, 15 i 9 powtórzeń. Moje osiągnięcie udokumentowane jest na fotografii obok. Teraz, już po zakończeniu mam poczucie, że rozkładając nieco inaczej siły mogę to zrobić poniżej 5 minut, pewnie niewiele, ale jednak z czwórką z przodu ;-)