poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Dobór gaci, czyli logistyka ponad wszystko

Tak, więc pchnięty swoimi obawami o tak zwany dobrostan fizyczny, spowodowanymi przez początek numeru pesel pobiegłem wczoraj w półmaratonie. Oczywiście nie przygotowałem się do tego, no bo co, ja nie pobiegnę?! Jak kur#@ nie?! Udało się wprawdzie poniżej 2h (to chyba niedobrze, bo lekcji z tego nie wyciągnę i za jakiś czas znowu polecę z marszu i bez przygotowania), ale dzisiaj czuję się trochę, jak po upojnej nocy w areszcie śledczym. Cały "pas biodrowy" mnie boli. Poczynając od przyczepów mięśni, przez stawy, a kończąc na najbardziej uciążliwych otarciach, które spowodował mój nie całkiem przemyślany dobór bielizny osobistej. Reasumując, znowu wygrałem walkę ze sobą, ale przypłaciłem to otartym tyłkiem. Nie wiem, człowiek z wiekiem powinien być chyba co raz mądrzejszy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz