wtorek, 30 kwietnia 2013

Nie mogę się zebrać

Ostatnio jechałem PKP i wpadł mi w ręce magazyn "W Drodze", taki ilustrowany uatrakcyjniacz podróży wydawany dla Intercity. Znalazłem tam stronę reklamową z prośba o przekazanie 1% podatku na rzecz Marka (niestety nie zapamiętałem nazwiska). Otóż Marek kilka lat temu naderwał mięsień podczas treningu biegowego, zbagatelizował sprawę, oderwał się skrzep, zator płuc. W tej chwili jest całkowicie unieruchomiony, może tylko mrugać powiekami. Zbiórka pieniędzy ma na celu zakup oprogramowania, które czytając ruchy źrenic i powiek pozwala na obsługę komputera, w tym także programów muzycznych- a Marek jest muzykiem. Oczywiście teraz, wypełniając PITa nie byłem w stanie już sobie przypomnieć ani adresu strony www, ani nazwiska Marka, żeby go znaleźć w wyszukiwarce- fiasko. Jego historia poruszyła mnie o tyle, że on też jest ojcem i też chciał być aktywny ze względu na swoje dzieci i żonę, a skończyło się dramatycznie.

Nie chodzi o to, że się boję, bo jeżdżę do pracy na rowerze, a po siniaku pod kolanem już praktycznie nie ma śladu, ale... Gdybym przez swoje ambicjonalne podejście miał zafundować rodzinie taką sytuację, nie byłbym w stanie chyba sobie tego wybaczyć...

CCR przeniosło się z tego co wiem do nowej siedziby. Bardzo fajnie, ale dla mnie gorzej, bo będzie mi się trudniej zorganizować. Pewnie będę musiał celować w treningi na 7:15, bo zaczynam pracę około 9:00 i nie wyobrażam sobie, żebym z Jeżyc wracał na Rataje i później znowu jechał na Jeżyce, bo tam jest biuro. No nic, zobaczymy. Póki co muszę się zebrać w sobie i zacząć trenować znowu. Czuję jeszcze, że przy niektórych ruchach tył uda mnie delikatnie ciągnie- a to oznacza, że martwe ciągi, rwania, czy przysiady będę mógł robić na razie tylko szlifując technikę- bez większych obciążeń, czy forsowania tema, albo zajeżdżania się ilością powtórzeń. Kurde, może powinienem się skupić przez jakiś czas jeszcze na innych elementach... Zobaczymy, pomyślę jeszcze.

Jeśli chodzi o moje plany startowe, to triatlon co raz bardziej wydaje się nierealny, ani Środa Wlkp, ani poznański. 12-go maja jest duatlon nad Maltą, na który jestem wpisany i mam opłacony start... Na rowerku niby jeżdżę, biegać dam radę chyba, ale o tym, żeby podejść do tematu w jakikolwiek inny sposób, niż treningowo nie ma mowy. Muszę to jeszcze przemyśleć, bo tak na prawdę miną mi wtedy dopiero 4 tygodnie od urazu, a teoretycznie tkanki goją się około 6. Nie obawiam się już zatoru, ale boję się odnowienia kontuzji....

Poza tym, co. Mam już zaplanowany mniej więcej pan suplementacji, ale póki nie rozpocznę treningów, nie ma sensu się "dożywiać". Jak na razie czerpię tylko radość z jazdy rowerem. Cały czas delikatnie, ale nawet jeżdżąc spokojnie widzę, że ten sam poziom zmęczenia, który nie powoduje, że czuję obciążenie mięśni i nie za bardzo się pocę skutkuje tym, że dystans dom- praca, który początkowo pokonywałem w 29-27 minut, teraz przejeżdżam w 24-25, a na światłach stoję tyle samo. Nic, zobaczymy, jak wczoraj nacisnąłem na pedały w drodze do domu, byłem w 21 minut, tylko, że wtedy czułem już niestety trochę ten naderwany mięsień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz