Teraz do meritum. W poniedziałki zwykle nie ćwiczę (Piękna jedzie z Małym Draniem na zajęcia rano, więc zabieram się z nimi i wcześniej jadę do biura, poza tym, żeby wszystko się dopięło czasowo muszę być w domu, kiedy się szykują), nie mniej wczorajsze facebook'owe dialogi z Markiem i Marcinem doprowadziły do tego, że zerwałem się dzisiaj i pojechałem na salę, żeby przynajmniej przez pierwszą część treningu się z chłopakami ponapinać :-)
Frekwencja dopisała, jak rzadko, nie wiem, czy to kwestia tych postów na FB, czy zbieg okoliczności, w każdym razie trening jak zwykle bez kompromisu- martwe ciągi z podciąganiem oraz "knees to chest" w przerwach między seriami, później front squat. Na przysiadach już nie zostałem, ale z ciągami chwilę powalczyliśmy. Dobraliśmy się wagowo i robiliśmy podejścia na zmianę. 6 serii od 5 powtórzeń z progresją ciężaru na dwóch podejściach po 1 powtórzenie kończąc. Zaplanowaliśmy z Markiem 190-200 kg na ostatnie podejścia- trochę przesadziliśmy. Nie mniej jestem zadowolony, trzy powtórzenia 160 kg bez kłopotów technicznych, na prostych plecach i z zapasem mocy. Przy 170 kg powiedziałem sobie "pass", ze względu na delikatny ból w lędźwiach, który towarzyszy mi do ubiegłego tygodnia (co ciekawe nie jest to wynik treningu, tylko jakiejś nienaturalnej pozycji, w której spałem z czwartku na piątek- to właśnie przejawy starości, które mnie wkur#*@ją najbardziej).
Maras zaliczył 170 kg na dwa powtórzenia, mam wrażenie, że z zapasem. Najfajniejsze jest jednak to, że dzisiaj rano nie było chyba nikogo (może oprócz mnie), kto nie poprawił swojego wcześniejszego rezultatu. Łukasz, Piotrek, Karol, Przemek- nie śledziłem, jak to dokładnie poszło wagowo, ale każdy z nich przepchnął o kawałek granicę swoich możliwości. Warto było wstać- nowy tydzień, nowa jakość ;-)
Jane "jakaś tam"- blisko 160kg w ciągu, jak na razie jesteśmy lepsi ;-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz