Przez pewien czas pisałem po angielsku- od taka wprawka ze względu na pracę, ale w gruncie rzeczy uznałem, że niema to większego sensu, bo i tak posługuję się w robocie zupełnie inną terminologią, niż tutaj prowadząc ten "dziennik treningowy".
Do meritum jednak, kilka ostatnich treningów przed wyjazdem Marcina skupiało się na "targaniu klamotów". Robiliśmy testy z wyciskaniem swojej wagi, ciężkie ciągi itd. Pod nieobecność Kermita, Marek zmotywował mnie, żeby zmierzyć się z Fran i generalnie dać sobie w d-pę kondycyjnie. Od początku pod górkę- najpierw nie mogliśmy sobie poradzić z zegarem. Kiedy w końcu go uruchomiliśmy wyzerował się po minucie, co zaowocowało wysapaniem kilku soczystych q-rew i who-jów, ale nie przerwaliśmy. Około 7 minut później upokorzony przez kobietę uspokajałem oddech zachodząc w głowę, jak to jest, że niektórzy dają radę poniżej 4 minut! Na koniec zrobiliśmy jeszcze 5 rund krótkiego obwodu, w skład którego weszło rwanie z ciężarem 45kg- ponieważ nie czuję się technicznie swobodnie, oczywiście oszukuję (nie wchodzę do głębokiego przysiadu, bo nie muszę, to się zemści przy większych obciążeniach). Tu z kolei Łuki, który waży chyba ze 30kg mniej ode mnie popisał się bardzo ładnym technicznie rwaniem, czym dobił mnie dodatkowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz