Dogrzałem się i poskładałem talerzyki- 100kg. Ciągi udało mi się pojechać bez przerwy, na podciąganiu dzieliłem 11-8-2/8-7/5-4. Całość zajęła mi 7:21, także szału nie ma, nie mniej jednak zrobiłem i jestem zadowolony.
Niestety później robiłem wiosłowanie hantlami w podporze i z planowanej 30-tki zrezygnowałem na rzecz 25-tki. Czułem w plecach ciągi i bałem się kontuzji. Zrobiłem trzy serie po 15 na stronę bez przerw i na prawdę się zmęczyłem- nie mierzyłem tutaj czasu, ale też coś około 7 minut. Starczyło jeszcze czasu, żeby się rozciągnąć (prostownik ewidentnie się tego domagał) i zrobić trzy serie po 15 toes to bar.
Z powrotem 400m już luźniutko, w granicach 2 minut, ale jakoś te powrotne biegi zawsze mi wychodzą "człapane". Raz, że jestem zwykle zmęczony, a dwa, że mam poczucie spełnionego obowiązku i nie chce mi się już "dorzynać". Poza tym, dzięki temu jest szansa świeże pieczywo na śniadanie kupić. A tak, jem pieczywo i to często pszenne- bez przesady. Cały trening od wyjścia z domu, do powrotu- 43 min.
Dziś czeka mnie jeszcze wycieczka rowerem na Rycerską, a następnie do domu. Zmierzę na endomondo, ale nie wiem, czy będą warunki, żeby się przyłożyć- zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz