czwartek, 9 stycznia 2014

Trening z "wolnym obciążeniem"- nieco inne podejście (CCR Style)

Jak wiadomo w treningu CF nie używa się innych obciążeń, niż "wolne". Nie stosuje się wyciągów, czy maszyn (zgodnie z hasłem "We are the machines"). Ma to wiele zalet, nie mniej, nawet do treningu z wolnym obciążeniem można wprowadzać liczne innowacje, modyfikacje, które spowodują, że dane ćwiczenia odkryjemy na nowo. W tym wypadku chodzi mi o sprawienie, że obciążenia stają się jeszcze bardziej "swobodne". To pociąga za sobą konieczność ćwiczenia ze znacznie większą uwagą i ostrożnością, z dbałością o formę i tempo wykonywania ćwiczeń, a także wymusza na nas zmianę obciążenia na mniejsze. Stosowanie tego typu zabaw nie jest generalnie najlepszym pomysłem przy treningach ukierunkowanych na budowanie siły. Ze względu na zmniejszoną stabilność obciążenia i co za tym idzie zwiększone ryzyko potencjalnej kontuzji, jeśli z obciążeniem przeholujemy. Kiedyś pisałem już o podobnym treningu, który zaaplikowaliśmy sobie przy okazji wykonywania przysiadów, tam jednak podczepialiśmy obciążenie na łańcuchach. Tym razem zabawa polegała na wyciskaniu sztangi w leżeniu, ale jako obciążenie zastosowaliśmy dwa kettlebell'e zawieszone na gumach. To o tyle trudniejszy temat, że obciążenie buja się nie tylko jak wahadło (w poziomie), ale przy zbyt szybkich ruchach także w pionie (efekt podczepienia na gumach). Koniec końców, gryf i dwa KB po 24 kg, czyli łącznie zaledwie 68 kg staje się prawdziwym wyzwaniem. To jest w tej chwili jakieś 60% mojego maksa na tym ćwiczeniu, czyli powinienem tym zrobić jakieś 30 powtórzeń ciągiem.... Nie ma mowy! Oczywiście błędem jest starać się bić rekordy siłowe na takim ćwiczeniu, natomiast jest ono o tyle fajne, że zaledwie po dwóch krótkich podejściach bardzo czuję klatkę i barki. Konieczność ciągłej stabilizacji i zróżnicowanego napięcia w każdej fazie ruchu, a właściwie przy każdym ruchu, bo każdy wykonujemy troszeczkę inną trajektorią i mięśnie kurczą się w nieco inny sposób, sprawia, że to na prawdę rewelacyjny sposób, żeby zmęczyć klatkę zupełnie inaczej, niż zwykle. Abstrahuję już od tego, że aktualnie bardzo mało uwagi poświęcam wyciskaniu (może zbyt mało nawet) i sam fakt że na koniec dzisiejszego treningu w raptem dwóch podejściach "zrobiłem klatę" już mnie ucieszył. Ale jak sięgam pamięcią do czasów, w których trening klatki był ważnym elementem mojego planu, to raz na jakiś czas tego typu urozmaicenie na pewno sprawiałoby mi sporą radochę, także niezależnie od tego, w jaki sposób się ćwiczy- polecam. Na pewno warto. Jedna uwaga- ostrożnie z ciężarem i najlepiej z kimś, kto nas przyasekuruje, bo sztanga na prawdę żyje własnym życiem na początku.

A co dzisiaj poza tym? Szybciutki, fajny trening. Trzy ćwiczenia w 10 rundach: 10 x przysiad ze sztangą (50 kg) + 10 x sit-ups + 5 x strict pull-ups (czyli bez "kipa"). Równe tempo, bez przerw, z ćwiczenia na ćwiczenie- niespełna 12 minut. Nie zarżnąłem się kondycyjnie, ale nie byłem pewien, jak będzie z przysiadami około 7-8 rundy. Okazało się, że spoko :-) Myślę, że jak to zwykle bywa w moim przypadku bardziej bym się zajechał zwiększając tempo, niż obciążenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz