niedziela, 19 stycznia 2014

Podsumowanie tygodnia.

Ubiegły tydzień był w miarę aktywny. Trzy treningi w CCR Poznań, plus dwa samodzielnie (łącznie z dzisiejszym). Trening 10-go był ciężki- podszedłem do tematu ambitnie, bo mogłem użyć mniejszego obciążenia, bo założenie było na 60 kg, a we mnie zbudził sie przodownik pracy i zwiększyłem sobie do 70 kg. Te burpees co minute zmieniają wszystko. Siedem dych, to w takim zestawie już dla mnie sporo, a w połączeniu z burpees co minutę... Generalnie trening zrobiłem, ale kończyłem, jako ostatni, nie pamiętam już dokładnie, chyba w niecałe 24 minuty. Pokonały mnie podrzuty w połączeniu z burpees i HSPU. Tych 10 długości biegu to była chwila na złapanie oddechu. Pierwsza runda poszła spoko, druga była już mniej spoko, a w trzeciej i czwartej musiałem naprawdę powalczyć. No, ale nic- zrobione = zaliczone.

Kolejny trening 12-go (czyli równo tydzień temu, w ubiegłą niedzielę). Miałem trochę więcej czasu, więc postanowiłem pobiec sobie kawałek dalej. Zwykle biegnę do drążków około 1,5 km i później wracam. Tego dnia pobiegłem dookoła jeziora, czyli coś koło 4,5 km, dalej 1/2 Cindy i 1,5 km do domu. Nie wiem, czy bardziej dało mi w kość to dłuższe bieganie (głównie pod wiatr), czy to, że nieco zmodyfikowałem "Cindy". Zrobiłem WOD jako 10 min AMRAP, z tym, że podciąganie jako "chest to bar", a pompki zrobione na poręczach, czyli 5 x podciąganie CTB + 10 pompek na poręczach + 15 air squats. Zwykle w 10 minut robiłem 9-9,5 rundy. Tego dnia tylko 7 i szczerze mówiąc mogłem sie jeszcze rzucić na drążek, bo miałem jakieś 40 sekund do końca, ale nie miałem już chęci. Dało mi to w kość ostro.


15-go rano zameldowałem się w CCR. Rozgrzewka, trochę mobilności i WOD nastawiony na "rozwiązania siłowe" :-) 21/15/9 zestawu:
- podciąganie na kółkach (siłowe, bez "kipa");
- HSPU (siłowe, bez "kipa");
- L squats, czy też pistols- jak kto woli (przysiady na jednej nodze);
- wymachy kettle'm 24 kg.
Zrobiłem w 18:01, szału nie ma, ale jestem zadowolony. Waga 93kg

17-go znowu w CCR. Zajebisty trening- ciężko na maksa, ale bardzo fajnie. Trening w dwóch fazach. Pierwsza to 75 x power snatch, czyli rwanie siłowe (bez wejścia w pełny przysiad) z ciężarem 40 kg, przy czym, co 45 sekund padaliśmy twarzą do ziemi i robiliśmy wspinaczkę w podporze- 4 powtórzenia. Upierdliwe, ale nie tak jak burpees. Tak dużo rwania pomimo, że ciężar jest niewielki okazuje się wymagającym zadaniem. Przyjąłem założenie, że będę się starał utrzymać równe tempo i w każdym interwale będę robił po około 8 powtórzeń. W pierwszym zrobiłem co prawda 10, ale później już się tego trzymałem. Także miałem zmieścić się poniżej 10 minut i to się udało :-) 09:41. Kiedy już miałem poczucie zadowolenia Marcin zrobił to w niespełna 7 i pół minuty... No dobra, w trakcie, kiedy on ćwiczył, ja doszedłem do siebie i mogłem podejść do drugiego zadania. 75 x hang power clean (zarzut siłowy bez odkładania sztangi na ziemię), ciężar również 40 kg, a co 45 sekund 4 podskoki z podciągnięciem kolan do klatki. Podszedłem do tego tak, jak za pierwszym razem, czyli podzieliłem całość zadania na interwały, żeby mieścić się w 45 sekund z określoną liczbą powtórzeń. Zacząłem od 16 powtórzeń, ale od razu poczułem, że muszę podejść do tematu bardziej rozważnie. I dalej robiłem mniej, dwa podejścia po 10, dalej po 8, ale pod koniec wychodziło już po 5. Tak, czy owak, znowu byłem zadowolony, bo udało mi się zakończyć zadanie w 05:15. No, z tym, że później była kolej Marcina i on zrobił poniżej 4 minut... Nie, nie- nie deprymuje mnie to, ale jasno widzę, że różnica jest znaczna :-)

Dzisiaj gołoledź, ale taka na poważnie. Więc ani biegania, ani spaceru. Zabrałem Małego Drania do garażu pod blokiem i robiliśmy razem trening. On jeździł na rowerku biegowym, a ja skakałem na skakance i robiłem HSPU (100 singli + 100 podwójnych i 5 pompek w jednej rundzie). Owszem musiałem uważać, żeby go nie trafić skakanką, pilnować, czy któryś z sąsiadów nie wyjeżdża, żeby mu mały nie wjechał pod koła. Także tempo nie było specjalnie szybkie, ale mimo wszystko dość wymagające, spociłem się jak szczur. Do tego musiałem mu wymyślać zadania, że na przykład dokądś ma dojechać i wrócić, a ja starałem się w tym czasie jak najwięcej powtórzeń wykonać. Oczywiście, kiedy dojeżdżał, musiałem z nim chwile pogadać itd. Ale było fajnie. Znudził się po 5-tej rundzie :-) Odwiozłem go windą na górę i wróciłem jeszcze na dwie rundy- te poszły mi nieco szybciej. Całość zajęła mi 46 minut 31 sekund.

Jutro nie pojadę na trening, poranny, bo zapowiadają warunki pogodowe, jak dziś (maskara jakaś, poszedłem po zakupy i dwa razy bym leżał po drodze na odcinku 300m). Jak mi starczy samozaparcia, to wieczorem zrobię tabatę z pompkami i przysiadami- zobaczymy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz