poniedziałek, 7 października 2013

Przegląd braków technicznych po poranku w CCR Poznań

Dzisiejszy "odcisk" po zakończonym obwodzie :-)
Jak wiadomo, żeby wykonywać wszystkie standardowe elementy treningu CF, trzeba zainwestować trochę czasu. To znaczy, nawet osoba wysportowana będzie się musiała kilku rzeczy zwyczajnie nauczyć, lub popracować nad ich techniką, by zacząć je wykonywać naprawdę efektywnie. Jak każdy mam szereg "pięt Achillesa".

Boje olimpijskie
Rwanie i podrzut muszę dopracowywać technicznie, choć mam na tyle siły, że mogę je wykonać z niemałym już ciężarem, ale efektywność tych ćwiczeń jest w moim wykonaniu, taka sobie mówiąc delikatnie.

Burpees
Były moją zmorą na początku, nie są już takie straszne, choć nadal ilości powyżej 30 napawają mnie odrazą, ale robię, bo wiadomo, nikt ich nie lubi, a wszyscy robią ;-)

Hand Stand Push-ups
To nadal nierówna walka- nie nauczyłem się nadal kipping, ale za to poprawiłem się jeśli chodzi o ich wykonywanie siłowo. Robię pełen zakres ruchu i jak mam dobry dzień 21 jestem w stanie zrobić w dwóch podejściach.

Pull-ups
Spadek wagi oraz praca nad "kipem" zrobiły swoje i jakoś mi to już wychodzi. Co prawda 21 na jedno podejście jeszcze nie pociągnę, ale jakoś tam sobie radzę i co raz częściej mam tak, że robiąc je w jakimś zestawieniu ćwiczeń mniej brakuje mi siły, niż tchu.

Thursters i front squat
Z samym przysiadem nie mam kłopotu, bez względu na to, czy front, czy nie, ale przy thurster'ach wyraźnie czuję braki mobilności w barkach, co się przekłada na ból nadgarstków i mało efektywne ćwiczenie trzymając sztangę przez cały czas w rękach, bo nie jestem w stanie jej odłożyć na ramiona, przy obojczykach. To znaczy odłożę, ale wtedy mam tak wygięte nadgarstki, że nawet przy front squats powyżej 10 powtórzeń zaczynają mnie boleć, a o thurster'ach nie ma mowy z tej pozycji.

Toes to bar/ knees to elbows
Spoko- bez problemu już w tej chwili. "Kip" mi wychodzi, chociaż oczywiście im bardziej jestem zmęczony, tym trudniej, ale każdy tak ma ;-)

Ring Muscle-ups
No niestety fiasko na razie. Bardziej z powodu braku koordynacji, niż braku siły chyba, ale tak sobie mogę gdybać- na razie jak się nie obrócę, dupa z tyłu.

Double unders
Aktualnie moja największa zmora, nie mogę skoordynować tego za cholerę. Jak mam dobry dzień uda mi się skoczyć 5-6 ciągiem, ale przeważnie skaczę po 1-2. Strasznie mnie to wnerwia.

Poza tym, nie mam większych braków technicznych wydaje mi się. Dochodzi oczywiście czynnik zmęczenia, ale generalnie wszystkie inne ćwiczenia mam jako tako opanowane. Przy pistoletach czasem tracę równowagę, na rękach się potrafię przemieścić 3-4 kroki, ale chodzeniem tego nazwać jeszcze nie można, ale to elementy, których aktualnie nie robimy zbyt często i wydaje mi się, że poprawić je uda mi się dość szybko. Dzisiejszy trening natomiast uwidocznił mi boleśnie na koniec jak bardzo jestem przykurczony i pospinany. Niby staram się coś robić z mobilnością barków i bioder- jest znacznie lepiej. Nie ma problemów z wejściem w głęboki przysiad, pas barkowy też się odrobinę poprawił- jeszcze jest kiepsko, ale widzę postęp. Natomiast po dzisiejszym treningu robiąc rozciąganie stanęliśmy sobie pod ścianą i zadanie polegało na tym, żeby docisnąć do niej biodra, lędźwiową część kręgosłupa, łopatki i wyciągnięte w górę ramiona (łokcie i nadgarstki). Staliśmy tak przez 60 sekund- kurde, zdecydowanie wolałbym machać ciężarem przez ten czas. Byłoby mi znacznie łatwiej...

Każda runda przysiadów rozpoczęta zarzutem- po swingach, ciężki temat :-)
A odnośnie dzisiejszego treningu, to wyglądał, jak na załączonym obrazku. Udało mi się zmieścić w czasie (20 minut), z czego jestem bardzo zadowolony. Ponieważ na wagę o poranku wniosłem 91,2 kg, to zarzut i przysiady robiłem z obciążeniem 62,5kg. Pierwsze dwie rundy były ciężkie, ale pracowałem sobie powoli, bo wiedziałem, że nie ciężar, tylko tempo mnie tu załatwią. "Man makers" okazały się znacznie prostsze, niż się spodziewałem. Ponieważ liczba powtórzeń spadała nam co rundę udało się to jakoś wytrzymać, chociaż ja o fakcie zmniejszania ilości powtórzeń przypomniałem sobie dopiero w trzeciej rundzie, jak już skończyłem trzecią 10-tkę man makerów... Przejście na 8 powtórzeń w podciąganiu i swingach było wyjątkowo miłe :-) To był akurat moment, kiedy pomimo zmniejszającej się ilości powtórzeń wyraźnie zrobiło mi się ciężko, od tej rundy, przed każdym zarzutem już sapałem i robiłem sobie 15-20 sekund przerwy. Generalnie kończenie rundy swingami i rozpoczęcie następnej zarzutem i przysiadami było dla mnie najtrudniejszym elementem tego treningu. Dopiero po skończeniu rundy 5-tek poczułem, że jest lepiej i że jestem w stanie trzymać tempo mniej więcej. Skończyłem na styk, chyba z 15-20 sekund przed upływem czasu. Najlepsi wyrobili się przed upływem 17 minut, także wyraźnie widać, że wydolność tlenowa nie jest moją najmocniejszą stroną, no ale cóż.

Kiedy się rozciągaliśmy po wszystkim, musiało to wyglądać dość dziwnie, bo poranne treningi charakteryzuje "rześka atmosfera", to znaczy zaczynamy w temperaturze nie przekraczającej pewnie 14-15 stopni. Po dobrej rozgrzewce, to nie jest problem. Nie mniej na końcówce na sali stało sześciu uśmiechniętych od ucha do ucha gości, którzy po prostu parowali. To jest taki właśnie dość charakterystyczny element, wszyscy zajechani, ale jakoś mordy się śmieją- warto wcześnie wstać, żeby rozpocząć tak dzień. A efekt parowania- no akurat nikt nie zrobił zdjęcia, ale wyglądało nieźle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz