środa, 23 kwietnia 2014

Mały postęp zaobserwowałem :-)

Dzisiaj robiłem "snatch balance" w 4 seriach po 5 powtórzeń z obciążeniem 40kg. Powoli, technicznie, z przytrzymaniem ciężaru na 2-3 sekundy w dolnej fazie (kiedy sztanga jest już na wyprostowanych rękach, a biodra są w pełnym przysiadzie). Jeśli ktoś nie wie, pokazuję i objaśniam- snatch balance, to ćwiczenie polegające na tym, że z pozycji wyjściowej do zwykłego przysiadu (trzymając sztangę opartą za karkiem) w uchwycie "rwaniowym", czyli nieco szerzej, niż do zwykłego wyciskania na barki, schodzimy do pełnego przysiadu, pozostawiając sztangę w tym samym miejscu względem podłogi. Czyli obrazowo mówiąc, siadamy, jednocześnie wyciskając sztangę tak, że na dole jesteśmy w pozycji, jak w over head squat, a następnie wracamy do pozycji wyjściowej odkładając sztangę za kark. My się poruszamy, a sztanga pozostaje w miejscu.

No więc nie byłem w stanie używać większego obciążenia, bo mam tak obkurczony pas barkowy, że ciężko mi jest to bezpiecznie wykonywać z większym ciężarem, ale to, co mnie uderzyło, to fakt, że mniej więcej rok temu w styczniu miałem kłopot ze zrobieniem 10 powtórzeń OHS z tym obciążeniem (pisałem wtedy po angielsku, w ramach ćwiczeń językowych), a teraz wiem, że swobodnie mogę podnieść wyraźnie większy ciężar :-) Co więcej mogę to zrobić technicznie, bezpiecznie i pewnie. Może jeszcze nie 85kg, jak kiedyś, ale trzeba też powiedzieć, że wtedy, dawno temu też nie byłem w stanie zrobić tego technicznie, tylko tyle, że byłem dużo silniejszy.

Także tego- progres jest :-).
Poza tym zrobiliśmy dzisiaj następujący WOD:
- 21 thursters (50kg)
- 50 singli na skakance
- 21 burpees
- 50 singli
- 15 thursters (50kg)
- 50 singli
- 15 burpees
- 50 singli
- 9 thursters (50kg)
- 50 singli
- 9 burpees
- 50 singli
Zajęło mi to 17:20, ale thurstery z ciężarem 50kg na prawdę dały mi ostro w d%pę. Właściwie WOD nie zakładał już skakanki na koniec, więc w zasadzie skończyłem gdzieś około 16:40, ale byłem tak zajechany, że nawet nie myślałem o tym, czy to koniec, czy nie, tylko dla pewności je skoczyłem. Burpeesy nie były nawet złe, single w sam raz, żeby wyrównać oddech (gdybym robił double byłoby trudniej, bo bym się wściekał, choć idą co raz lepiej), ale thurstery... Pierwsze podejście 6/5/5/5, drugie 5/4/4/2 i trzecie 4/3/1/1. Mentalna klęska, bo chociaż powtarzałem sobie w drugim podejściu, że przecież boli tak samo, nic się nie zmieni, zrób jeszcze jeden (miałem plan na 6/5/4), to niestety nie dałem rady. Z drugiej strony thurstery nie są moją mocną stroną, a dotychczas największe obciążeniem, z jakim je wykonywałem, to było 60kg w kompleksie sztangowym, gdzie miałem do zrobienia zdaje się 3 jednorazowo. Tak, czy owak, fajny trening, jestem z siebie zadowolony, bo nie zmniejszyłem ciężaru i trzymałem naprawdę przyzwoitą formę- nie giąłem kolan, nie odrywałem pięt itp. Fajnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz