czwartek, 5 grudnia 2013

Pierwszy trening po chorobie w CCR Poznań

Miałem nieco przerwy, ponieważ zmogła mnie choroba, a wiadomo, wiek już nie ten i jak wreszcie poczułem się lepiej, postanowiłem że w poniedziałek i wtorek jeszcze nie pójdę na trening, żeby na pewno się pozbierać.

Dziś rano wszedłem na salę z zamierzeniem zrobienia treningu według metodologii "ciężko- nie za ciężko". Postanowiłem, że zaordynuję sobie jakiś trening z większymi obciążeniami, ale bez submaksymalnych ciężarów, w umiarkowanym tempie, żeby nie robić czegoś, co spowoduje, że wykaszlę płuca.

Jakiś czas temu wpadł mi w oczy trening opisany, jako "Three bars of death" (wiem, powinno mi to dać do myślenia), czyli trzy rundy 21/15/9 na czas, w każdej z rund wykonujemy kolejno trzy ćwiczenia we wskazanym zakresie powtórzeń. Ćwiczenia to przysiad ze sztangą na karku, martwy ciąg i wyciskanie leżąc. Wszystko robimy z obciążeniem równym wadze ciała. Rano ważyłem równo 92 kg, także wyszedłem z założenia, że jak nie będę szalał z tempem, to 92,5 kg będzie w sam raz i zrobię sobie przyzwoity, ale nie zbyt ciężki trening.... Acha... No niestety nie całkiem.

Było cholernie ciężko. Najpierw zrobiłem sobie rozgrzewkę stawową, skakaneczka (300 singli + 60 DU w zestawie 100/20;100/20 i 100/20) i zacząłem sobie ustawiać sztangi. Przy okazji zrobiłem sobie z 60 kg po 5 ruchów na każdej stacji, potem 80 kg po 8 ruchów- nadal byłem przekonany, że jest w sam raz.

Zacząłem trening z założeniem, że pierwszą turę dzielę w podejściach 11/10 na każdym z ćwiczeń z przerwą około 20-30 sekund, drugą na 8/7 i trzecią robię ciągiem. W pierwszej się udało wszędzie z wyjątkiem wyciskania leżąc- zrobiłem 10/8/3, ale po zakończeniu miałem poczucie, że jest coś ciężko. No, ale trudno- zacząłem, to zrobię. Seria 15-tek- rzeźnia. Przysiady 8/5/2 i walka, żeby się nie porzygać, ciągi spoko 10/5, ale po odłożeniu sztangi też jakoś tak mało przyjemnie, wyciskanie 6/5/4 i myślałem, że się nie podniosę z ławki. Musiałem posiedzieć do pełnej minuty, bo bałem się, że jak tego nie zrobię, to przy przysiadach mi światło zgaśnie. Później przysiady ciągiem- poszło nawet dobrze, ale znowu na granicy pawia, ciągi, tak samo, wyciskanie siłą woli 5/2/2. Jak skończyłem było mi niedobrze, miałem dreszcze i ogólnie czułem się bardzo źle. I teraz konkluzja. Trening sam w sobie nie był za ciężki, bo jak wspomniałem nie śpieszyłem się. Nie chciałem tylko robić zbyt długich przerw i zachować ciągłość jak najbardziej. Z tym, że po blisko dwutygoniowej przerwie ta ilość ciężkich, wielostawowych ćwiczeń, na tej ilości powtórzeń spowodowała taki wyrzut chormonów, że organizm po prostu zwariował. Owszem, może ktoś powie, że tak właśnie powinien wyglądać trening Crossfitowy. No więc nie. Nie powinien. Wiadomo, tak się zdarza, niektórzy nawet się tym szczycą, ale nie powinniśmy ćwiczyć w taki sposób, żeby czuć się bardzo źle. Organizm daje nam wyraźnie znać w ten sposób, że nie za bardzo mu się to podoba. Trzeba mu dać chwilę na adaptację. I tu kolejna konkluzja. Czasami słyszę od osób, które zetknęły się z Crossfitem ( w sensie spróbowały takiego treningu), że muszą jeszcze poćwiczyć i później przyjdą, jak się poprawią. To bzdura absolutna! Ja rozumiem, że komuś może przeszkadzać, że inni są mocniejsi, ale to po pierwsze rola ludzi, którzy prowadzą trening, żeby wytłumaczyć na czym rzecz polega, a po drugie, jeśli ktoś chce zacząć treningi- jakiekolwiek, to zawsze na początku będzie trudno. Po prostu trzeba zacząć. Samemu można zadecydować na ile ciężko się to zrobi, na ile się goni czołówkę itd. Ja mam na prawdę sporo doświadczenia, ale uczę się swojego ciała na nowo i podchodzę teraz do treningu zupełnie inaczej, niż 10-15 lat temu. To ma nam dać sprawność, siłę, wytrzymałość, ale nie kosztem zdrowia, czy samopoczucia. Natomiast podejście, że to jest dla mnie za ciężkie, czy za trudne.... Nie tędy droga. Pływać też jest trudno i ciężko, jeśli ktoś tego nie robił wcale albo wiele lat. Ale nie słyszałem żeby ktoś powiedział po wizycie na basenie: Ja jeszcze trochę pojeżdżę na rowerze, poćwiczę ruchy na sucho i dopiero przyjdę. No kompletna bzdura. Dlatego podkreślam, jeśli chcesz zacząć ćwiczyć, przyjdź i zacznij. W CCR akurat jest możliwość zarówno ścigać się z niezłymi zawodnikami, jak i ćwiczyć w swoim rytmie, z naprawdę fajną wspierającą się i wyluzowaną grupą ludzi. Także bez szaleństw, ale jednak do roboty ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz