poniedziałek, 25 czerwca 2012

Z dupy poniedziałek- taka mała tradyja

Zacznijmy od tego, że już w sobotę coś mi świtało, że nie wiem gdzie są moje klucze... Ale przecież weekend, więc nie ma co sobie głowy zawracać duperelami... No więc qrw@ nadal nie wiem gdzie one są. I tym sposobem skutecznie spieprzyłem sobie cały dzień. Piękna wyszła rano z Małym Draniem na zajęcia- jak co tydzień. Ja natomiast dopiero wtedy zacząłem się rozglądać za kluczami i skończyło się spóźnieniem do pracy o jedyne 4h. Co gorsza, nie byłem w stanie zalogować się ze służbowym kompem w domowej sieci (także przez własną bezmyślność, bo podczas przeprowadzki zgubiłem hasła dostępowe do routera) i nie mogłem nawet zdalnie pracować- frustracja, ale tak na prawdę całe to wnerwienie wynika z tego, że... złamałem się na treningu :-( Plan zakładał zestaw: thurstery 40kg/ martwe ciągi 100kg/ toes to bar na czas 21-15-9 powtórzeń. Przybiegłem dziś nawet dość szybko. Następie machnąłem 500m na wiosłach w 1:44, także rozgrzany byłem dobrze, jeszcze trochę rozciągania przedramion, grzbietu i pasa biodrowego i do roboty. Po 10 powtórzeniach thursterów nagle stwierdziłem, że to wystarczy, że jest za ciężko, bo jestem w połowie pierwszej serii, a już mi siada łokieć i bark, a poza tym, ledwo oddycham, więc lepiej zrobić całość 3 x 10. I co? I bez żadnej refleksji, wahania, po prostu przeszedłem do sztangi, machnąłem ciągi, na których de facto odpocząłem, a 10 toes to bar, to w ogóle light. Także realnie patrząc robiłem tylko jedno ciężkie ćwiczenie w zestawie i to takie, o którym mogę powiedzieć, że mnie przerosło, bo uświadomiłem sobie, że nigdy nie robiłem więcej, niż 10 thursterów w ciągu. Owszem, było znacznie trudniej przy kwalifikacyjnym, ale dziś na prawdę słabo wypadłem. To po prostu nie był mój dzień. Trening zabrał mi niecałych 21 minut, czyli średnio prawie 7 minut na rundę. Nie jestem jednak z siebie zadowolony- spuchłem po prostu. Zrobiło się ciężko i odpuściłem... Ch#jowo mi to dzisiaj poszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz