Rozgrzewka- jak zwykle, chociaż tempo marszu na czworakach tyłem trochę mi dało do wiwatu (czuć dysproporcję siły mięśni obręczy biodrowej i mięśni brzucha względem prostownika) Podobnie jak przy burpees, męczy mnie praca na napiętych mięśniach brzucha, kiedy nogi muszę przesuwać w powietrzu, najtrudniejsza dla mnie faza ruchu to wskoczenie nogami z podporu do przysiadu.
Kermit rozpisał WOD, dla którego inspiracja poniekąd byłą zapewne Jenny LaBaw, która aby nie stracić szansy uczestnictwa w Regionals bierze udział w Open z jedną nogą w ortezie i wykonuje na przykład burpees jednonóż...
Natchniony tym zapewne Marcin zafundował nam zestaw:
10 burpees + 10 push-ups + 10 sit-ups
20 burpees (10 na lewej + 10 na prawej) + 20 push-ups + 20 sit-ups
20 burpees (10 na lewej + 10 na prawej) + 30 push-ups + 30 sit-ups
10 burpees + 40 push-ups + 40 sit-ups
Limity czasu- 14 minut
Mój stosunek do burpees jest znany- nienawidzę ich z wzajemnością (jak sądzę). Nie mniej, staram się ich tym bardziej nie odpuszczać. Ten trening zajechał mnie kompletnie, co prawda popieprzyło mi się dwukrotnie liczenie w drugiej serii jednonóż i prawdopodobnie zrobiłem 2-3 powtórzenia mniej, ale generalnie cisnąłem ile tylko mogłem, żeby zmieścić się w czasie. Udało mi się skończyć z zapasem 1 minuty, ale zdaje się, że i tak byłem ostatni :-) Zajechałem się celowo, bo sądziłem, że pozostała część treningu, to będzie szlifowanie techniki lub trochę zabaw siłowych.... Mylny błąd! Ledwo pozbierałem się z podłogi,
Marcin zapowiedział, że mamy 90 sekund na założenie na sztangi 50% wagi ciała i jedziemy kolejny obwód:
100 air squats
90 wall-balls (8kg)
80 sit-ups
70 push-press (45 kg dla mnie- wytłumaczę się, że zabrakło krążków 1,25kg)
60 dead lift (45 kg)
50 Hand Stand Push-ups
Limit czasu- 20 minut
Mocno w siebie wątpiłem i zacząłem się nawet trochę mazać, że może dłużej, że coś, że stary jestem, ale z "pomocą" przyszedł Marek z motywacją nie do przecenienia - "No co ty, nie jeb$#esz?". Uśmiechnąłem się, no i co- do roboty. Argument był nie do zbicia- przecież po to tu przyszedłem.
Ostatecznie nie zdążyłem skończyć, z resztą, oprócz Kermita, który był około 2 minuty przed czasem, chyba nikt nie skończył. Jestem z siebie dość zadowolony, bo obawiałem się że na 70 push-press nie starczy mi siły. Czułem że ramiona trochę zdewastowałem tymi pompkami na wstępie, ale poszło dobrze- 7 podejść po 10 ruchów, z krótkimi 10-15 sekundowymi przerwami. Gdyby trzeba było zrobić kolejne podejście, pewnie 10 longiem bym już nie pociągnął, podobnie, gdybym miał te 2,5 kg więcej, tez byłoby pewnie trochę trudniej na końcówce. Akurat, kiedy skończyłem ostatnie powtórzenie Marcin krzyknął, że ostatnich 50 sekund i udało mi się w tym czasie zmieścić jeszcze 41 martwych ciągów, ale muszę przyznać, że ten ciężar przy ciągach był dla mnie na prawdę lekki- jedynym czynnikiem, który mnie tu zmęczył, było tempo, bo chciałem zrobić jak najwięcej, a czasu było mało.
Podsumowując- zajebisty trening (znowu). Wysiadłem kondycyjnie, to prawda, ale zauważyłem pewna prawidłowość- jestem w stanie już w tej chwili przyjmować tego typu obciążenia i nie mam chwil zwątpienia, że nie da rady, że za trudno, że za ciężko, czy za dużo- ani przez chwilę. Potrafię na końcówce docisnąć, chociaż często wydaje mi się, że już nie mam z czego, ale jeśli muszę trzymać narzucone tempo, które jest szybsze, niż "pace", który sam bym sobie nadał, żeby czuć większa kontrolę nad zmęczeniem- strasznie dużo mnie to kosztuje. Z drugiej strony, to własnie to przejście ze strefy "własnego komfortu" powoduje, że po zakończonym zadaniu jestem na prawdę zadowolony, niezależnie od rezultatu.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz