Zaplanowałem sobie udział w tej imprezie jako kluczowy start na drodze do triatlonowego debiutu. Niestety kontuzja wyraźnie krzyżuje mi plany. Ilekroć mam poczucie, że jest lepiej i jednak uda mi się wystartować, zaczynam znowu odczuwac naderwany mięsień. Nie wiem, czy to kwestia tego, że w przypływie optymizmu mniej uważam i przeciazam się niechcący, czy faktycznie jest za wcześnie, żeby na powarznie wchodzic w cykl treningowy... Trudno mi odpowiedzieć. Fakt jest taki, że na treningach siłowych sie nie przemęczam i staram się bardzo uważać, przykładałem się tylko bardziej do jazdy rowerem ostatnio, no i zrobiłem sobie dwa ostre treningi biegowe, do których okazja stał się uszkodzony rower.
Paradoksalnie to te biegi najbardziej mi dały w kość. W trakcie biegu nie czułem nawet specjalnie dykomfortu, ale zaraz po biegu już czułem, że jest trochę dziwnie, jak na tak krtóki dystans. Fakt, biegłem z plecakiem- to robi różnicę, ale spodziewałem, się, że może być trochę ciężej. Nie spodziewałem się natomiast, że będzie mnie po tym bolała noga przez 4 dni...
Koniec końców w niedzielę rano zdecydowałem, że nie startuję. Po pierwsze miałem sporo zajęć, po drugie biegałem w czwartek, a w niedzielę nadal czułem mocno dwugłowy- tak nie powinno być nawet po ciężkim treningu nóg. Szczególnie, że czułem tylko prawą (kontuzjowaną) nogę.
Dzisiaj mam klasyczny syndrom "wkur#@nia z powodu odpuszczenia". Czyli spoglądam sobie na trasę imprezy i zły jestem na siebie, że nie zebrałem się i nie spróbowałem, choćbym miał być ostatni na mecie. Pogoda była kijowa, czułem sie kiepsko, ale trzeba było to zrobić. Jak wiadomo, mądry dopiero po fakcie.... Poniżej krótki opis trasy. Kurde, mogło być nieźle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz