Poza tym mój serdeczny przyjaciel Marian, który na co dzień broni własną piersią dóbr naszych narodowych na obczyźnie odniósł kompletnie nieświadomie swój kolejny sukces, jeśli chodzi o "ochronę". Otóż przed swoim wyjazdem pożyczył mi pulsometr, którego mu nie oddałem (zapomniałem o tym kompletnie). Wczoraj okazało się, że w moim pulsometrze umarły obie baterie, zatem Marian nawet pod swoją nieobecność skutecznie "ochronił mój pace" podczas biegu- dzięki Marian :-)

Na trasie spotkałem też dwoje znajomych z pracy- Kacpra i Jędrka, dla których, z tego, co wiem był to pierwszy tego typu event. Gratuluję decyzji Kacprowi, który był chory i zdecydował, że pobiegnie na godzinę przed startem- gdybyś tego nie zrobił, żałowałbyś, a tak możesz się cieszyć z wyniku, nawet, jeśli planowałeś nieco inny. Nie każdy by się na tą decyzje zdecydował- brawo. Jędras z kolei, oprócz tego, że fajnie pobiegł, wykazał się zajebistym dystansem do siebie, startując w koszulce "Dziewczyny biegają". Oczywiście, ja wiem, że to blog itd- znam, szanuję. Nie mniej, facet w koszulce w różowe kwiaty z napisem "Jendrek- Dziewczyny biegają" budzi uśmiech na twarzy. W moim przypadku, uśmiech radosny, nie podszyty drwiną- zajebiście Jędras :-)
Czytając wpisy na fejsie widzę, że biegło wielu znajomych, których nie spotkałem- Ewa, Bartek, Sławek, Krzysiek i inni. Gratuluję Wam wszystkim! Endrofiny mnie jeszcze trzymają, no i pewnie piwo, które wypiłem z Marcinem po biegu. Tu jedna drobna dygresja- wiem, że te opowieści, że piwko po wysiłku, na "zakwasy" itd to brednie. Ale dzisiejsze uzupełnienie płynów w towarzystwie Marcina, było nie tylko miłe, bo dawno się nie widzieliśmy. Zajebiście mi to piwko wjechało, że tak powiem :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz