piątek, 2 listopada 2012

Nieocenione niespodzianki.... qrwa jego mać

Poszedłem dziś rano na trening- z pewną nieśmiałością, bo obawiałem się trochę, że pogłębię ranę na swoim ego, która powstała w środę. Nie mniej, było zajebiście, co prawda złamałem się na ostatnim ćwiczeniu- znowu byłem na pograniczu pawia, ale dziś było bardziej po męsku i w ogóle nieźle sobie poradziłem uważam. Być może błędem było także picie odżywki na 20 minut przed treningiem środowym- nie istotne.


Dzisiaj trening petarda. Widzę nad czym muszę popracować, ale są elementy (tempa siła :-)))) ) które mam obcykane i wypadam zupełnie przyzwoicie, atmosfera na treningu super- chce się ćwiczyć. Wybrałem się dziś rowerkiem- nie, że taki ze mnie przodownik pracy, nie miałem za bardzo alternatywy, bo wszystko co mam cennego w życiu, czyli Piękna, Mały Drań i samochód przebywa na wyjeździe.

Wracam zatem z treningu- styrany jak zwierzę, śmierdzący, jak jasna cholera i pcha mnie na przód ta myśl, zaraz się napiję, zjem omlecik, prysznic i jadę do roboty... Wchodzę do domu i okazuje się, że omlecik owszem, napiję się herbatki, bo akurat tyle jest wody w czajniku, ale na tym koniec przyjemności- nie ma wody. Z powodu trwającej blisko miesiąc akcji wymiany zaworów bezpieczeństwa w naszym bloku regularnie od 8 do 16 nie ma wody. Oczywiście jest o tym informacja w każdej klatce, ale jak wół napisane jest, że prace kończą się najpóźniej 31-go i jeśli nie uda się skończyć wcześniej, to dotrzymają wszelkich starań, żeby nie było opóźnień. Od 29-go woda normalnie była, więc wyszedłem z założenia, że wszystko w porządku- skończyli, a tu... niespodzianka.

No więc zjadłem, spakowałem sobie torbę, wsiadłem na rower i taki śmierdzący i oblepiony pojechałem do roboty- tam na szczęście prysznic działał. Najlepszy początek dnia :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz